Młoda
para, która w końcu mogła poczuć swoją bliskość, przez nie
ustający deszcz, pognała do domu Irlandczyka. Gdzie ciepło
wewnętrzne otuliło ich skroplone twarze, a przytulny zapach osiadł
na ich nozdrzach.
-Rozgość
się. Zaraz przyniosę Ci ciepłe ubrania. -powiedział, ściągając
mokrą koszulkę. W tym samym czasie Zayn snuł mglistym wzrokiem po
miejscu, które było dla niego zupełnie obce. Posiadało pewną
cząstkę blondyna, lecz nie było to mieszkanie, w którym padały
częste wyrazy nieskazitelnego uczucia. Gdy chłopak chciał wstać,
by podejść do półki gdzie stało ich wspólne zdjęcie, do pokoju
wszedł Niall. Bez zbędnych słów, dość pewnym krokiem, podszedł
do bruneta. Znając doskonale jego zamiary, sięgnął za obrazek i
wlepił oceaniczny wzrok w śliską teksturę papieru.
-Byliśmy
tacy szczęśliwi. Żar naszej miłości roznosił się na wszystkie
strony. Wzór do naśladowania. Pamiętasz? -kątem oka spojrzał na
chłopaka, który stał tuż obok ze spuszczona głową w dół.
-Mogliśmy mieć wtedy wszystko.
-Nie
rozmawiajmy o tym dzisiaj. Proszę Cię. -wyszeptał, odbierając
fotografię z rąk blondyna i odstawiając ją na miejsce. W
odpowiedzi dostał ciche przytaknięcie i czyste dresy, które
pochłonięte zapachem ukochanego, delikatnie manipulowały myślami
mulata.
-Zrobię
herbatę. -zaproponował Irlandczyk, pozostawiając bruneta,
zapisanego gdzieś głęboko między lewą a prawą komorą własnego
serca.
Zmoknięta
tkanina, leżąca już na podłodze, była powodem chłodu
goszczącego na ciele szatyna.
Mieszane
uczucia, walczą ze sobą, doprowadzając do destrukcji ciszy, nie
zbędnej w tym momencie.
Lustro,
utrzymujące się w ozdobie szafy pozwalało Zayn'owi dogłębnie
spostrzec skutki, które zwiększyły objętość w czasie nie
przyjemnej separacji. - chudsze ramiona, brzuch, nogi do tego smukłe
policzki, na których wyraźnie była widoczna zmiana. Dotknąwszy
twarzy, zamknął powieki, po chwili jego ciało przeszły
minimalistyczne dreszcze, spowodowane subtelnym dotykiem blondyna.
Koniuszkami palców wygładził prawe ramie, musnął kark i podszedł
bliżej, słysząc każdy wydech z ust bruneta. W momencie kiedy
zimne wargi Irlandczyka złączyły się z szyją chłopaka, jego
serce nabrało większego rytmu, odbijając się od szarych płuc, na
których do dzisiaj osadzone były niewielkie ślady nikotyny.
Obrócił go ku sobie, otulił
twarz w dłonie i zadał jeden subtelny pocałunek, czyniąc partnera
idealną kotarą uczuć.
-Należysz
do mnie. -podstawiając twarz do jego ucha, wyszeptał. Brunet wtedy
nie odezwał się słowem, zagryzł dolną wargę i założył resztę
garderoby. Zaproszony na łóżko, usiadł, obejmując gorący kubek
w dłoni, który zaraz potem spoczął na jego kolanach. Koc zaś,
wchłaniał resztki wody, obdarowując ich swoim ciepłem.
Jasny
księżyc – dobry przyjaciel, puka do okien ciesząc się w końcu
z chwili, która zdobyła się na odwagę by ponownie ich połączyć.
Towarzyszą mu gwiazdy, gwiazdy nadziei, wsparcia oraz cichego
szczęścia. Iskierki rozkoszy rozstąpiają łatwiejsza drogę do
lepszego świata.
Zayn,
wpuścił do gardła odrobinę trunku, po czym poderwał się z
miejsca odkładając szklankę na mahoniowy stoliczek. Usiadł z
powrotem obok blondyna i złapał za jego dłoń, zilustrował na
niej znak miłości i muskając wargami jego zaróżowiały policzek,
wtulił się łapczywie w klatkę piersiową. Cicha muzyka
wybrzmiewająca w niewielkim pokoju odgrywała wtedy rolę kołysanki,
która doskonale się sprawdziła, bo dwójka chłopaków zasnęła
we własnych ramionach.
[..]
Mulat, otworzywszy powieki zaraz szybko je zamknął, by uchronić
oczy przed natarczywymi promieniami słońca, które podczas ich snu
wdarły się bezwstydnie do środka. Zasłonił twarz poduszką i
niezdarnie podniósł się z łóżka, powodując przy tym upadek
naczynia, w którym były resztki niedopitego napoju. Na jego
szczęście miękki dywan zamortyzował upadek nie przyczyniając się
do obudzenia chłopaka. Z ulgą zabrał wszystkie swoje rzeczy i
wyszedł do łazienki. Po chwili stał już w korytarzu z parą butów
w dłoni. Nałożył kaptur, przekręcił zamek i cicho zatrzasnął
drzwi. Gdy poranny wiatr rzucił się delikatnie na ciało bruneta,
jego skóra uwydatniła na sobie dreszcze. Rozglądnął się po
ulicy, przepełnionej sporą ilością zieleni i ruszył w kierunku
domu. Po drodze napotykał wielu bezdomnych, którzy prosili o
jakikolwiek pięniądz. Wyciągając ostatnie resztki z kieszeni, bez
skrupułów wrzucał monety do przedmiotów, które odgrywały rolę
małej skarbonki. Czując w duszy radość, poprzez pomoc innym
żegnał się z szerokim uśmiechem dochodząc coraz bliżej
mieszkania. Stojąc już pod drzwiami nie dużej posesji, nabrał
odrobinę dwutlenku węgla do ust i wszedł do środka. Ujrzawszy to,
co znajdowało się wewnątrz, stanął w progu jakby odrzucony, a
jego puls zwiększył się o kilka poziomów. Na podłodze leżały
papiery, porozrzucane ciuchy, stłuczone dzbanki, wybity ekran
telewizora, wokół mnóstwo szkła oraz czerwony napis na jednej ze
ścian To
dopiero początek. Przerażony
sytuacją ledwie usiadł na skórzany fotel, a już do jego komórek
słuchowych doszedł dźwięk pukania. Niechętnie poderwał się z
miejsca, czując dziwny ucisk w sercu, a w gardle metaliczny posmak.
Pociągnął za klamkę i w drzwiach ujrzał mężczyznę, ubranego w
niebieski strój z brązową torbą przepasaną przez ramie. Był to
listonosz, który wręczył chłopakowi białą kopertę. Brunet
podziękował za korespondencje i jednym ruchem ją otworzył. Po
przeczytaniu wywnioskował, że chcą ponownie przyjąć go do szkoły
malarskiej, do której uczęszczał jakiś czas temu. Przez jakiś
czas ślepo wpatrywał się w litery, do czasu kiedy wszystko przed
jego oczami zaczęło się rozmywać, w głowie jakby karuzela a w
ustach znów ten smak. Nagle bezwładnie opad na kafelkową
nawierzchnie, w wyniku silnych skurczów mięśni brzucha, przepony
oraz klatki piersiowej, poczuł jak w jego kanalikach żołądkowych
wędruje niesmaczna ciecz, płynąc w górę, poprzez przełyk do
jamy ustnej. Dłońmi próbował zatamować przepływ, lecz bez
skutecznie. Nie określonego koloru roztwór wypłynął na podłogę,
dając głośny dźwięk, za nim drugi, trzeci i czwarty na koniec
towarzyszyła mu krew, która toczyła się z warg bruneta dużymi
ilościami.
**
Zdążyłam przed poniedziałkiem. To chyba mój rekord życiowy. Ale muszę przyznać, że tak cholernie nie podoba mi się ten rozdział, że aż ciężko mi się go czyta. Myślałam, że wyrobie się z napisaniem go w miarę porządnie, no ale cóż widocznie się przeliczyłam. Z racji tej, iż jutro zaczyna się ta 10 miesięczna męczarnia, bynajmniej dla mnie, rozdziały z pewnością będą dodawane nie tak często. Ale mam nadzieje, że będziecie, bo bez was nie było by tego opowiadania. Co jeszcze. Dziękuję za głosy na mnie. Dziękuję za wszystko. Za komentarze, za wejścia. Mam plany co do tego bloga, plany, które muszę zrealizować.
Zdążyłam przed poniedziałkiem. To chyba mój rekord życiowy. Ale muszę przyznać, że tak cholernie nie podoba mi się ten rozdział, że aż ciężko mi się go czyta. Myślałam, że wyrobie się z napisaniem go w miarę porządnie, no ale cóż widocznie się przeliczyłam. Z racji tej, iż jutro zaczyna się ta 10 miesięczna męczarnia, bynajmniej dla mnie, rozdziały z pewnością będą dodawane nie tak często. Ale mam nadzieje, że będziecie, bo bez was nie było by tego opowiadania. Co jeszcze. Dziękuję za głosy na mnie. Dziękuję za wszystko. Za komentarze, za wejścia. Mam plany co do tego bloga, plany, które muszę zrealizować.
Jeszcze co, z boku po lewej stronie jest strona: Wasze blogi. - i tam zostawiajcie linki do swojej twórczości, z chęcią przeczytam, wystawię opinię i dodam do czytanych przeze mnie opowiadań. ; )
Do następnego i życzę wam dobrego początku w szkole. x